Wśród marzeń

Próbuję uczyć się życia. Książki mi w tym pomagają.

Spuścizna - Isaac Bashevis Singer

Sięgnęłam po tą książkę, gdyż opis wskazywał na wielowyznaniową i wielokulturową opowieść o życiu. Pomyślałam, że trafiłam na książkę obyczajową, w której poznamy bohaterów z różnych kultur, wyznań, krajów z różnymi problemami. I rzeczywiście trochę tak jest, ale równocześnie jest jednak inaczej.

 

"Spuścizna" to przede wszystkim opowieść o różnych ludziach z jednego kręgu wyznaniowego (prawie). Bowiem bohaterowie to Żydzi. I to właśnie wśród nich można spotkać człowieka oświeconego, który nic wspólnego nie chce już mieć ze swoją religią czy katoliczkę, która odrzuciła swoją religię ze względu na chrześcijaństwo. Znajdziemy też w powieści bardzo religijnych Żydów i bohaterów, którzy praktykują swoją wiarę, aczkolwiek się nad nią nie zastanawiają. Niemniej wiara jest ważna w powieści. Lecz nie najważniejsza.

 

Powieść to zlepek różnych historii, które się ze sobą łączą w różnorodny sposób. A to nagle dochodzi do nas, iż ta bohaterka zna tamtego bohatera. A to nagle widzimy pokrewieństwo, przyjaźń, miłość. I wiele, wiele innych łączących bohaterów relacji. Bohaterów, którzy na początku wydają się nam przypadkowi, nie powiązani poznanymi wcześniej czy później bohaterami.

 

Przyznam się, że książka była w moim guście. Już dawno nie trafiłam na powieść wielopokoleniową i wielowątkową. Ostatnią przeczytaną książką, w której poznałam wielu ważnych bohaterów był kolejny tom z Sagi Pieśni i Lodu, czyli fantastyka, którą poznaję dzięki uwielbianemu przeze mnie serialowi.

 

Jak już wspomniałam, w książce znajdziemy wielu bohaterów. Niektórych z nich polubiłam, innych nie. O jednych szybko zapomniałam, o innych wciąż pamiętam. Zauważyłam, że każdy był inny, każdy miał jakieś swoje problemy, Zachowania ich były różne, bo sami byli różni. I choć stron nie było tak wiele, by dokładnie bohaterów poznać, to i tak o żadnym z nich nie można powiedzieć, że był jednowymiarowy. Niee, każdy z nich miał w sobie mieszaninę różnych cech, które określały ich jako jednostkę.

 

Najmilej wspominał Azriela. Być może przez fakt, iż jego religijne wątpliwości przypominają moje (choć inne religie). Rozumiałam go i choć niektóre z jego zachowań nie budziły mojej aprobaty (a nawet wzbudzały moją wewnętrzną krytykę) to wciąż go lubiłam. Zresztą większość bohaterów, których polubiłam w powieści, ma swoje małe grzeszki. Może to sprawiło, iż miałam do bohaterów ciepłe uczucia. Wszak każdy z nas popełnia błędy, czasem niewielkie, błahe, czasem zaś poważne. Najważniejsze zaś, co robimy później.

 

Lekturę szybko pochłonęłam. Ona mnie wciągnęła do swojego świata, oczarowała. Nagle poczułam się jakbym przeniosła się w czasie - bez telefonów, internetu, telewizora. W czasy, w których życie było ciężkie, ale i szczęśliwe. Wiecie, teraz też życie jest szczęśliwe (i o wiele łatwiejsze), lecz jest to inne szczęście niż to dostrzegane w książce.

 

Powieść skłania to przemyśleń. Pojawiają się w niej pewne niepokojące zdarzenia, antysemityzm, zmiany nastawienia ludzi do bohaterów powieści, które mogą być proroctwem gorszych, cięższych dla nich czasów. Lecz na szczęście te gorsze czasu w powieści nie nadchodzą.

 

Na koniec zostawiłam sobie słowniczek, który przypadł mi do gustu. Podczas powieści bowiem można trafić na słowa, które niekoniecznie zrozumiemy. Wówczas przydaje nam się słowniczek, który dodany jest na końcu powieści. Zawiera on wszystkie słówka z powieści, które są związane z judaizmem. Hasła są podane alfabetycznie, wyjaśnienia proste i łatwe do zapamiętania. Fajna sprawa.

 

Lekturę polecam każdemu, kto lubi zwykłe powieści o zwykłym życiu, w którym nie ma nic szczególnego, a mimo to jest ciekawe.

Rok wilkołaka -

Ostatnio coś często czytam chude książki. Nie było to zamierzone działanie. Po prostu jakoś takie książki trafiają mi się. ;)

 

"Rok wilkołaka" to książka w nieco innej formie. Bowiem fabuła rozgrywa się w ciągu roku. Rozpoczyna się w styczniu, kończy w grudniu. Przypomina nieco kalendarz. Nieco.

 

Książka jest niewielka, bo ta historia nie potrzebuje wielu stron. Ba, gdyby dodał coś więcej, pewnie książeczka stałaby się zbyt rozwlekła. A tak, historia była krótka, a zarazem ciekawa i treściwa.

 

Głównym bohaterem jest tytułowy wilkołak. Bestia atakująca raz w miesiącu, w trakcie pełni. Pełnia za to pojawia się w różne dni, niekoniecznie w takie, które powinna wypaść. Autor wyjaśnił na końcu, iż celowo czasem dni pełni dawał w dni, które coś oznaczają, są jakimś symbolem, dla wielu ludzi są czymś ważnym.

 

Tytułowa bestia jest istotą budzącą przerażenie wśród małego miasteczka. Morduje instynktownie, nie patrząc na pochodzenie ofiary. Zresztą wilkołak, choć człowiek, w chwili stawania się bestią nie myśli jak istota ludzka (chyba).

 

Większość bohaterów jest stereotypowa, myśli stereotypowa. Wydaje mi się również, że jest głupiutka. Poza pewnym chłopcem i jego wujkiem. Zresztą większość bohaterów nie jest ważna. Tych ważnych zaś nie poznajemy na tyle dobrze, by ich polubić bądź znienawidzić.

 

Spodobał mi się pomysł na książka i forma, w jakiej cała historia została podana. Było nieco nietypowo, nieco przewidywalne i nieco zaskakująco. Lecz równocześnie była też schematyczna i praktycznie każdy rozdział został napisany w takim samym stylu, przez co szybko można się przekonać, co się za chwilę wydarzy. Więc to był dość duży minus książeczki. Choć to horror, historia nie wzbudziła mojego strachu. Ba, przyznam się nawet, iż czytałam ją w nocami i bez problemu później zasypiałam. Uważam to za mały minus, gdyż jestem osobą z natury lękliwą i raczej po horrorach śnią mi się koszmary.

 

Zastanawiam się jak bestia stała się bestią. Co prawda pojawiło się niewielkie wyjaśnienie, aczkolwiek nie było ono dla mnie zbyt zadowalające.

 

Przyznam, iż sięgnęłam po książkę też ze względu na wilkołaka. Ostatnio widzi się w telewizji oraz w lekturach przerażających bohaterów w milusiej formie. Mamy wampirów, które nie są straszne i bardziej jest nam ich szkoda niż się ich boimy. Mamy wilkołaki, które mogliby być naszymi kumplami. A gdzieś zanikły potwory, bestie, które po prostu zabijają, a nie się zakochują czy normalnie żyją. Pragnęłam poczuć lęk przed głodnym, żądnym krwi wilkołakiem. Stachu przed bestią nie poczułam, lecz równocześnie też go nie polubiłam. Tak po prawdzie był mi obojętny. Podobnie jak ofiary i reszta mieszkańców.

 

Zakończenie mnie nie zaskoczyło. Spodziewałam się czegoś takiego. Równocześnie też takie zakończenie mnie zadowoliło.

 

Ogólnie książeczkę polecam, lecz bardziej dla fanów S.Kinga niż dla kogoś, kto po raz pierwszy sięga po tego autora. Fani poznają coś z dorobku świetnego pisarza, coś, co nie jest tak świetne jak wiele innych jego powieści, lecz jest po prostu niezłe. Dlatego też ktoś, kto nie znałby innej twórczości autora mógłby się zrazić, sięgając po tą pozycję jako swoją pierwszą książkę napisaną przez S. Kinga.

 

Zimne popioly - Valentin Musso

Czy trafiliście kiedyś na książkę, którą czytało się ciężko, ale równocześnie miała ciekawą fabułę? Książkę, która momentami męczyła, ale chciało się poznać jej zakończenie? Bo takie właśnie są "Zimne popiołu"

 

Głównym bohaterem, a jednocześnie narratorem książki jest Aurélien Cochet. Młody człowiek po śmierci dziadka odkrywa jego mroczne sekrety. Ktoś próbuje mu w tym przeszkodzić.

 

Książka szła mi topornie. Nie ze względu na fabułę, która była ciekawa. Raczej przez język. Był po prostu ciężki do czytania. Główny bohater opowiadał swoją historię w dość męczący sposób. Czasem też przy lekturze czułam się zagubiona.

 

Książka dotyka tematu Lebensborn. Przyznam, iż nigdy nie słyszałam o ośrodkach, w których rodziły kobiety spełniające odpowiednie wymagania. Choć wątek ten stanowił tło dla wydarzeń, to było ich na tyle wiele bym się zainteresowała z tym tematem. Równocześnie wydaje mi się, że autor mógł coś jeszcze dodać na temat Lebensborn. Niemniej jednak jestem zadowolona, iż taki temat się pojawił. Przede wszystkim dlatego, że dowiedziałam się czegoś nowego, przez co się również czegoś nauczyłam. Po lekturze zaś, z zainteresowaniem poznałam szczegóły dotyczące tych ośrodków.

 

Aurélien Cochet, choć był głównym bohaterem, prawdę mówiąc był nijaki Taki szary człowiek, który nie wzbudzał mojego wydarzenia. Prowadził nudne życie (tak nudne, jak i moje :D ). Równocześnie o swoich wydarzeniach niezbyt ciekawie opowiada. Gdyby nie przeszłość dziadka, Aurélien nie miałby nic ciekawego do opowiedzenia.

 

Jego siostra, Anna miała duży potencjał. Gdyby inaczej poprowadzona została narracja, gdyby Anna odgrywała częstsze role w wydarzeniach, to książka zyskałaby wiele na wartości. Gdyby... choć łatwo wtedy byłoby również popsuć Anne.

 

Jeśli już jestem przy bohaterach, to czasem spotykają ich nierealistyczne rzeczy. Może nie tyle nierealistyczne, co bardziej nieprawdopodobne oraz kończące się inaczej. Po prostu czasem, a na pewno jeden raz, który był dla mnie zbyt niemożliwy, są cuda.

 

Ogólnie książkę polecam. Można się z niej dowiedzieć czegoś nowego. Historia dziadka głównego bohatera jest ciekawa (najciekawsza, jeśli chodzi o bohaterów). Bardzo mi przypadły do gustu retrospekcje z przeszłości. One były najmocniejszą stroną książki. Ciekawy jest też wątek staruszki, która zostaje zabita. Ogólnie nie jest źle. :)

 

Lekturę polecam jeśli lubicie historyczne książki (nie oparte na faktach, a dotykające historycznych wydarzeń).

Nawałnica mieczy, część 1: Stal i śnieg -  George R. R. Martin

Sagę Pieśni Lodu i Ognia R.R. Martina czytam bardzo nie po kolei. I to wówczas, gdy tęsknię za serialem. Choć bardzo pragnę doczytać kiedyś wszystkie tomy. Gdzieś już na moim blogu pojawiła się recenzja "Nawałnicy mieczy. Krew i złoto". Teraz zaś pojawi się tom wcześniejszy. Dla mnie drugi, który poznałam.

Pewnie nie wiecie, że uwielbiam serial. Jest świetny. Ale zawsze mnie ciekawiła książkowa wersja historii. Czy się bardzo różni? Czy jest podobna. Dlatego też sięgnęłam po "Nawałnicę mieczy. Krew i złoto", która przypadła mi do gustu, więc postanowiłam poznać historię od początku. Co jak widać, nadal mi się nie udało...

"Nawałnica mieczy. Stal i śnieg" to dalsze losy bohaterów, których mogliśmy poznać w "Grze o Tron" (jeśli ktoś czytał, a nie zaczynał historii od środka). Są to losy wcześniejsze niż te w "Nawałnicy mieczy. Krew i złoto". Na szczęście nie miałam problemu z tym, że czytałam o wcześniejszych wydarzeniach. Nie było mi trudno się przestawić.

Od razu przyznaję, iż czytając, miałam przede wszystkim przed oczyma obrazy z serialu. Ba, czytać o losach bohaterów, ja przypominałam sobie po prostu wydarzenia z serialu. Chociaż były też pewne różnice.

To w tej części pojawia się Ygritte. Rudowłosa dzika, w której zakochał się Jon. A i ona obdarzyła go uczuciem. Fajnie było czytać o pierwszej miłości Jona.

Jak zawsze w tej serii, było dużo różnych bohaterów, wydarzeń, zwrotów akcji. Najbardziej lubiłam czytać o Arya Stark. Przyznam też, iż dużo milej czytało mi się o Sansie niż gdy ją oglądałam. Sansa w sadze Pieśni Lodu i Ognia, choć jest jeszcze dzieckiem, wydaje się ciekawsza. Bardziej odczuwałam jest strach, lęk. Po prostu było mi jej ogromnie szkoda. Dużo bardziej niż jej serialowy odpowiednik.

Oczywiście, z przyjemnością czytałam losy Tyriona oraz Jaimego Lannistera. Niestety, w tej częsci Jaime jest z Brienne, która mnie irytowała o wiele bardziej niż w serialu. Coś nie przepadam za tą postacią.

Robb Stark też nie budził u mnie pozytywnych uczuć. Być może dlatego, że wiedziałam już, co się wydarzy w dalszych losach przez jego jedną głupią decyzję. Tylko, że był dzieckiem, które mogło popełniać błędy. Szkoda, że jego jedna decyzja miała tak ogromny wpływ na dalsze jego (i nie tylko jego) losy.

Książkę czytało mi się wspaniale. Miło było mi się znaleźć znów w świecie Westeros, gdzie toczy się walka o koronę, honor, sprawiedliwość i życie. Cudownie było znów zobaczyć bohaterów, których polubiłam lub znienawidziłam. Na pewno powrócę jeszcze do Westeros. Mam nadzieję zaś, że tym razem wreszcie przeczytam tom pierwszy, tzn. "Grę o tron".

Polecam ogromnie. :)

Czas Żniw  - Samantha Shannon

Uwielbiam fantastykę, ale i w tym gatunku trafiają się książki lepsze i gorsze. Przeważnie więc ostrożnie dobieram książki pod swój gust, ale i poznając opinie innych czytelników, by wiedzieć, czy dana pozycja jest warta uwagi. Czasem ten mój sposób nie jest za dobry, bo trafi mi się książka, która wydawała się fajna, a okazała się zła. Ale w przypadku "Czasu żniw" trafiłam w dziesiątkę. I żałuję, że poznałam tą książkę tak późno.

Główną bohaterką jest Paige. Dziewiętnastoletnia jasnowidzka. Jedna z najpotężniejszych jasnowidzów. Przez swoje umiejętności i pewne wydarzenia, trafia ona do Oksfordu - miejsca, gdzie tacy jak ona stają się niewolnikami Refaitów.

Świat przedstawiony w książce dzieli ludzi na ślepców i jasnowidzów. Jasnowidze to grupa ludzi, która ma pewne mocy w zależności od swoich umiejętności. Zatem mamy zwykłych wróżbitów, którzy mogą przewidywać przyszłość, ale też osoby, które mogą wejdź w zaświaty, wpływać na nie. Paige należy do grupy jasnowidzów wpływających na zaświaty. Może ona wiele...

Ślepcy to osoby bez dary. Zwykli ludzie, którzy obawiają się ludzi z mocami. Są kimś takim jak mugole w Harrym Potterze. Ale tutaj jasnowidze żyją obok ludzi. Ukrywają swoje umiejętności jak tylko mogą, gdyż za ujawnienie się grozi im więzienie, śmierć i miejsce, o którym nikt nie słyszał.

Zaświaty, wpływ na nie, czytanie przyszłości to tylko niektóre elementy tego światy. Są też duchy, które mogą pomóc. Duchy, które mogą zaszkodzić. Duchy, które nie chcą odejść z tego świata lub odejść nie mogą.

Akcja rozgrywa się w 2059. Wtedy to Paige mieszka w Londynie, jest jedną z najlepszych jasnowidzów. Należy do gangu, którym rządzi pewien mim-lord. Wtedy też trafia do Oksfordu. Ale poznajemy również krótką historię Sajonu. Dowiadujemy się, kiedy pojawiają się Refaici, w którym roku Londyn staje się państwem totalitarnym i zmienia swą nazwę na Sajon.

Jeśli chodzi o bohaterów to większość jest jednowymiarowa. Jedynie Paige i Naczelnik są ciekawszymi postaciami. Paige ma swoje zasady, których nie zamierza zmienić. Równocześnie potrafi być pewna siebie, swoich zasad, ale i naiwna. To bohaterka postępująca czasem pod wpływem emocji, lecz nie jest głupia. Raczej jest przygotowana na wiele ewentualności i potrafi dostosować się do każdego klimatu.

Naczelnik jest Refaitem, który wybrał Paige. Od początku wydaje się inny na tle reszty Refaitów. Ciekawszy, z historią, którą warto poznać. I tak jest. Naczelnik to postać, która jest inna. Ale nadal do końca nie wiem, skąd w nim ta inność. Co się takiego stało, że różni się od Refaitów.

"Czas żniw" czyta się bardzo szybko. Książka wciąga już od pierwszego rozdziału. Świat wykreowany w powieści jest przedstawiony drobiazgowo. Po prostu autorka zadbała o szczegóły, przez co książka tylko zyskuje na wartości. Z pewnością kiedy przeczytam następny tom, bo czuję, że będzie tak dobry jak i tom pierwszy. Zresztą ciekawi mnie jak rozwinie się akcja powieści...:)

Polecam. :)

Mała Księżniczka - Frances Hodgson Burnett

Jestem pewna, że znałam tą historię. Może czytałam już książkę. Na pewno gdzieś widziałam bajkę. Bo i bajka była - tego jestem pewna.

Jednak nie do końca pamiętałam fabułę. By więc napisać tą krótką opinię, postanowiłam raz jeszcze prześledzić losy małej Sary. I przyznam się (choć wstyd mi), że płakałam jak bóbr, chociaż w metryce już trochę latek mam. Niemniej jednak historia nawet i dziś podoba mi się i wzbudza we mnie wiele uczuć. Od radości przez płacz znów do radości.

Najważniejsza w historii jest główna bohaterka, która jest niesamowita. Choć jej ojciec był bogaty, a ona sama była rozpieszczana przez niego, nadal była dobrą, małą osóbką. Kochała fantazjować, czytać książki i uczyć się. Potrafiła też sprawić, że ludzie ją lubili. Zresztą, sama ją polubiłam. Może dlatego było mi smutno, gdy Sarze zaczęło się gorzej wieść.

W książce pojawia się czarny charakter. Choć początkowo panna Minchin jest słodka i milutka dla Sary, widać, że nie jest z niej dobry człowiek. I tak się później okazuje. Panna Minchin to kobieta, która zamiast serca ma kamień.

Wydaje mi się, że lektura jest bardzo pouczająca. Przede wszystkim pokazuje, by być dobrym, uczciwym, miłym, pomocnym, a zawsze pojawi się ktoś, kto nas polubi. Zachowanie Sary jest momentami bardzo dorosłe. Potrafiła w pokorze ciężko pracować, znosić nieprzyjemne słowa i (co najważniejsze) nadal starać się być miłą dla swoich oprawców. To, jak Sara potrafiła znosić ciężkie losy, gdy wcześniej miała lekkie życie, jest niesamowite i piękne. Jej postać może stanowić za przykład do naśladowania.

Książeczka jest nieco fantastyczna. Wydarzenia czasem są tak niezwykłe, że aż trudno w nie uwierzyć. I tak, wiem, że to bajka. Wymyślona i napisana. Jednak będąc dzieckiem uwierzyłam w istnienie Sary. I bardzo się z tego cieszę. :)

"Małą księżniczkę" polecam wszystkim. I małym i dużym czytelnikom. :)

Książę i żebrak - Mark Twain

Poznałam wiele wersji też znanej książki. Ale pierwowzór musiał na mnie poczekaj. Choć zaczęłam go czytać jakiś czas temu... lata temu. I przerwałam. Później, teraz nie pamiętała, co się działo, więc zaczęłam czytać od nowa.

Jako, że przy pierwszym razie byłam dzieckiem i lektura nie porwała mnie, teraz zastanowiłam się nad przyczynami. Historia jest ciekawa. Wątek książka i żebraka też. Ale momentami fabuła się dłuży, czytelnik ma dość i książka zaczyna nudzić. To chyba główny problem dla nieudanego pierwszego razu.

Jak już wspomniałam na początku, widziałam i czytałam wiele wersji Księcia i żebraka. Najbardziej pamiętam tą z Disney'a, w której Myszka Miki wcieliła się w postać księcia i żebraka. Mam nawet bajeczkę z kilkoma stronami w domu. Ona to była szybka do czytania. Ale wersję krótkometrażowego filmu animowanego też pamiętam i wiem, że różnic było w niej sporo.

Wróćmy jednak do oryginały. Książę i żebrak to historia dwóch chłopców, którzy wyglądają identycznie, lecz pochodzą z różnych środowisk. W pewnym momencie się spotykają i postanawiają zamienić się ubraniami, co przyniesie niesamowite skutki.

Fabuła jest ciekawa. Losy księcia, który nagle stał się żebrakiem i żebraka, który stał się księciem są niesamowite. Widać, że łatwiej było żebrakowi przyzwyczaić się do nowego życia niż księciu, lecz i on szybko się przyzwyczaił. Niemniej jednak wciąż pamiętał o domu i pragnął do niego wrócić.

Jedna rzecz mnie zadziwia. Jak można nie poznać, że to nie jest nasze dziecko. Inne ruchy, zachowanie, gesty. Trudno jest uwierzyć to, że nikt (poza jedną osobą [!] nie uwierzył chłopcom.

Książka choć baśniowa i przede wszystkim bawiąca, ma w sobie kilka morałów. Przede wszystkim pokazuje, że każde życie ma swoje radości i smutki. W każdym życiu są problemy, sprawy ważne i ważniejsze. I nie ważne, czy ktoś urodził się biednym, czy bogatym - każdy może wieść szczęśliwe, spokojne i mądre życie.

Teraz jak piszę o tej książce przypomniał mi się pewien program, w którym też bogaty z biednym zamienia się rolami. Mówię o "Damach i wieśniaczkach" - lecz czy to w wersji polskiej, czy ukraińskiej, czy rosyjskiej, nie widać, by bohaterki miały nauczyć się doceniać swoje szczęście. Raczej mają spojrzeć krytycznie na swoje życie (szczególnie tzw. wieśniaczki) i dążyć do lepszego życia. Teraz jest taka moda na ciągłe doskonalenie się...

Ech, ale wróćmy do Księcia i żebraka. Bohaterowie również czerpali wiedzę z swojej zamiany. Uczyli się na doświadczeniach, które ich spotkały. Ale przede wszystkim zaczęli widzieć lepiej swoje życie, które miało zalety.

Poza księciem i żebrakiem pojawiło się kilku bohaterów. Niektórzy z nich byli dobrzy, inni źli. W obu miejscach można było znaleźć bohaterów, którzy chcieliby skrzywdzić chłopców oraz takich, którzy polubili małych bohaterów i chętnie im pomagali. Jak w życiu, ludzie są różnie i to nie ilość monet definiuje ich charakter, lecz ich wnętrze pokazuje, jakimi są ludźmi.

Moja książka miała w środku też śliczne ilustracje, które w pełni oddawały dane wydarzenia i emocje im towarzyszące.

Lekturę polecam wszystkim, choć niektórych może ona znudzić.

Jezu, Ty się tym zajmij! o. Dolindo Ruotolo: Życie i cuda. - Joanna Bątkiewicz-Brożek
Kto w życiu ucieka przed jednym krzyżem, natrafia zawsze na kolejny, tym razem dużo cięższy.
Jezu, Ty się tym zajmij! o. Dolindo Ruotolo: Życie i cuda. - Joanna Bątkiewicz-Brożek

Raczej nie czytam takich książek. To znaczy, zdarza mi się czytać biografie, lecz nigdy jeszcze nie czytałam książki... biografii o kimś, kto może zostać świętym. Więc książka to była dla mnie czymś całkowicie nowym. Zaś przy lekturze towarzyszyło mi niezwykłe uczucie. Być może dlatego, że czytałam o niezwykłym człowieku.

 

Od razu też muszę powiedzieć, że nie jestem zbytnio religijną osobą. Choć to bardziej skomplikowane. Mogę spokojnie i szczerze powiedzieć, że wciąż szukam swojej drogi... być może kiedyś ją odnajdę.

 

Książka opowiada o ojcu Dolindo Ruotolo. Przedstawia ona jego ciężkie dzieciństwo i dorosłe życie, które też nie było za szczęśliwe. W sumie jego całe życie obarczone było cierpieniem, które ofiarował Bogu. Aż mnie zastanawiało, skąd u niego wzięła się tak mocna wiara w Boga. Dlaczego go tak kochał nawet wówczas, gdy Kościół dostarczał mu dodatkowych cierpień?

 

Na okładce pojawia się też ojciec Pio. Nieprzypadkowo, bowiem pojawia się on w biografii ks. Duolindo pojawia się ojciec Pio. Ks. Dolindo pragnął go poznać, i udało mu się to. Poza tym często wspominał o ojcu Pio.

 

Książka opowiada również o darach, które posiadał ks Dolindo, wizjach, które otrzymał i o tytułowej modlitwie, która opiera się na prostych pięciu słowach: "Jezu, Ty się tym zajmij". Ks. Dolindo był skromnym człowiekiem. W dzieciństwie miał problemy z nauką i sam mówi o tym, iż to dzięki Matce Bożej otrzymał mądrość, inteligencję, dzięki której mógł skończyć edukacje i zostać księdzem.

 

Książkę czytałam zafascynowana życiem tego skromnego człowieka, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Ks. Dolindo to niezwykła postać, która potrafi wiele znieść. Książka mi się bardzo spodobała. Autorka pisała prosto, trzymała się faktów. Opisuje wydarzenia z przeszłości, ale również pisze o swoim pobycie w Neapolu i spotkaniu z osobami, które znały osobiście ks. Dolindo. Przez to książka jest jeszcze bardziej interesująca.

 

Lektura skłoniła mnie również do osobistych przemyśleń, Trochę sobie dumałam nad o. Dolindo. Trochę dumałam nad swoim życiem. Dużo dumałam nad religią, kościołem i słowami "Jezu, Ty się tym zajmij!", które są równocześnie modlitwą.

 

Jestem pewna, że szybko o książce nie zapomnę. Pozostanie w moim sercu na długo. Nie jestem pewna, czy coś się w moim życiu zmieni po tej lekturze, choć wydaje mi się, że już zaszły pewne zmiany w myśleniu. Może nie zmiany religijne, ale przy okazji ks. Dolindo i jego sposobie na przebaczanie osobom, które go skrzywdziły (a raczej ich przepraszanie) pomyślałam o swoich kontaktach z ludźmi. I choć raczej nikogo staram się nie krzywdzić, to czasem zdarzy się, że powiem coś, co nie powinnam, coś, czego żałuję. Książka ta skłoniła mnie do poprawy niektórych swoich relacji.

 

Pozycję tą na pewno każdemu polecam. Nie tylko osobom religijnym, choć im chyba w szczególności. Na pewno też każdy, kto lubi biografie i historie o ciekawych ludziach. Bo przyznać to trzeba - ks. Dolindo był ciekawą postacią. To dobra pozycja też dla osób szukających swojej drogi. Może okazać się w tym pomocna. Zresztą... przekonajcie się sami. :)

Pandemic (The Extinction Files, Book 1) - A.G. Riddle
W małżeństwie tak jak na wojnie, w niektórych bitwach nie ma zwycięzców.
Przeszłość kończy się dzisiaj - Beata Piliszek-Słowińska
Życie i śmierć, smutek i radość, początek i koniec przeplatały się ze sobą.
Pandemic (The Extinction Files, Book 1) - A.G. Riddle
Ludzie często mówią, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Bzdury. Po niektórych wydarzeniach człowiek nie jest w stanie się otrząsnąć. Nie czynią silniejszym, tylko słabszym, bez względu na to, jak bardzo próbujesz to ukryć i udawać, że jesteś silny.
Przeszłość kończy się dzisiaj - Beata Piliszek-Słowińska

Dopiero teraz, przy pisaniu tej recenzji, zobaczyłam, iż książka wydało Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej Gaudium, przez co trochę lepiej zrozumiałam niektóre wątki w powieści. Wcześniej też je rozumiałam, tylko wydawały mi się dziwne (a równocześnie interesujące) w literaturze romantycznej.

 

Główną bohaterką jest Alicja. Samotna dziewczyna, która już trochę przeszła w życiu. Między innymi zostawił ją narzeczony przed ślubem, gdy zachorowała. Ale Alicja ma też siostry, z którymi się świetnie dogaduje i dobrą pracę. Prowadzi zwykłe życie, w którym jest miejsce na sprawy duchowe, ale też i na codzienne trudy.

 

Jak dla mnie była to opowieść obyczajowe z romantycznym, miłosnym wątkiem w tle. Alicja jest zwykłą dziewczyną, którą wciąż gnębi przeszłość, choć ona sama nie chce się do tego przyznać. Jej siostry natomiast borykają się z problemami teraźniejszymi.

 

W książce znajdziemy odniesienia do Boga, religii. Główna bohatera jest osobą religijną, więc często odnosi się do religijnych aspektów życia. Nie jest to uciążliwe, przeszkadzające. A nawet jej religijność jest kolejnym punktem, który lepiej ukazuje bohaterkę. To nie jest też taka, że Alicja od początku głęboko wierzyła. Choć religia w jej rodzinnym domu była ważna (do pewnego stopnia) Ona sama opowiada o swojej religijności. Religijność ta zaś jest ważnym elementem jej życia, bez którego Alicja, którą możemy poznać nie byłaby tą Alicją.

 

Równie ważnym elementem powieści jest przeszłość. Nie tylko przeszłość Alicji (nieszczęśliwa miłość), ale też i przeszłość rodziny Alicji. W książce poznajemy historię rodziny Alicji, która okazuje się ważna nie tylko dla głównej bohaterki, lecz też i dla innych bohaterów.

 

Chyba to moja pierwsza obyczajowa książka, książka o miłości, w której bohaterka jest głęboko wierzącą osobą. Interesujące....

 

Powieść cudownie się czytało. Nie było w niej elementów irytujących. Nie było w niej nudnych wątków. Była to zwykła obyczajowa powieść, którą się dobrze czyta. Podczas poznawania historii Alicji, czułam się tak, jakbym poznawała historię jakiejś randomowej mojej znajomej. Fajne uczucie.

 

Pojawiają się też elementy filozoficzne. Są one wplecione w dialogi między Alicją a jedną z sióstr, w których bohaterki patrzą na różne sprawy z różnych punktów widzenia. Nie ma tu czegoś takiego, że "ja mam rację", czy "to jest prawda". Po prostu mamy elegancką, asertywną rozmowę między siostrami, podczas której mogą poruszać trudne tematy nie obrażając się na siebie. Z tego warto brać przykład. :)

 

Jednym z wątków też jest katastrofa smoleńska. Raczej jest to wątek poboczny, który lepiej pomaga umiejscowić fabułę. Po prostu akcja książki rozgrywa się mniej więcej w czasie katastrofy lotniczej. Przez co wiadomo, że czasem pojawia się rozmowa na ten temat (jak pewnie się pojawiała w wielu rozmowach przy rodzinnych stołach w tamtym okresie).

 

W powieści pojawiają się bohaterowie w różnym wieku. Są dzieci, dorośli, dziadkowie. Każdy z nich coś wnosi do książki. I to coś innego. Czy to historie o dawnych, minionych latach, czy plany na przyszłość, marzenia, czy też określony charakter. Tak jak w naszym życiu - każdy się liczy, każdy ma coś do powiedzenia, każdy ma swoją historię do przekazania.

 

Polecam. :)

Sen nocy letniej - Arne Dahl

Mam tendencję do kupowania książek, które są już kolejnymi tomami serii, których nie znam. Tak było i tym razem. Kupiłam książkę, nie sprawdziłam sobie wcześniej, jaka to książka. Ot, zakup pod wpływem chwili, bo okładka przypadła mi do gustu. Po czym zaczęłam ją czytać, by po kilku rozdziałach być pewną, że to na pewno kolejny tom. Wtedy dopiero sprawdziłam książkę i przekonałam się, że mam tom 6 serii "Drużyna A". Pomyślałam, spoko, nie pierwszy raz i czytałam dalej.

 

Kilka rzeczy lekko mnie irytowały podczas lektury i to od nich zacznę. Były to powtórzenia całych fragmentów tekstów. Jak się tym spotkałam po raz pierwszy, byłam pewna, iż to błąd druku. Wiecie, ktoś coś kliknął, skopiował fragment tekstu. Zdarza się, trudno. Jak za drugim razem trafiłam na powtórzenie, wiedziałam, że to nie błąd, że to tak miało być. Tylko nie wiem po co. Bo to powtórzenie nic mi jako czytelnikowi nie dało. Nie czytałam o tym samym zdarzeniu z innego punktu widzenie, bo czytałam to samo. Jedynie kontekst się zmienił, bo przed teksem, który pojawiał się 2 razy była inna strona. Wydawać by się mogło, że jednak poznamy inny punkt widzenie. Lecz nie, bo nie zmieniało to niczego. Nie lubię bezsensownych powtórzeń.

 

Inne kwestie raczej przypadły mi do gustu. Myślę, że polubiłabym Drużynę A. Każdy z nich miał swoje wady i zalety. Każdy był nieco inny. I do każdego mogłam podejść inaczej. Trochę jak w "Zabójczych umysłach". Polubiłam całą drużynę. Niektórych bardziej, innych mniej. Ale ogólnie cała drużyna przypadła mi do gustu.

 

Na plus zasługuje też fakt, iż nie czułam, że czegoś ważnego nie wiem, gdyż nie czytałam tomów poprzednich. Pewnie bym wiedziała więcej o życiu osobistym. Aczkolwiek do głównego wątku nie były potrzebne poprzednie tomy. Dla mnie to było ważne, bo jednak dziwnie się czyta, gdy się nie wie o co chodzi. Jednak z pewnością nadrobię poprzednie 5 tomów, bo ciekawi mnie początek Drużyny A i inne jej sprawy.

 

W powieści pojawił się też wątek związany z Polską. Nie wiem dlaczego, ale miło mi się zrobiło, gdy w zagranicznej powieści widzę coś polskiego. To takie fajne. :D

 

W książce ważna też jest noc świętojańska. Ja ją tylko pamiętam z młodości, gdy czytało się baśnie o magicznej paproci. W powieści zaś mogłam poznać nieco lepiej tą magiczną noc. Z innej, ciekawszej strony.

 

Fabuła przypadła mi do gustu. Najważniejsze były sprawy, morderstwa, ale nie brakowało też wątków związanych sprawami osobistymi bohaterów. Dzięki temu mogłam się świetnie bawić przy kryminale, ale też poznać na tyle głównych bohaterów, by móc ich polubić lub znielubić. Główny wątek zaś pozwolił też zastanowić się nad tematem związanym moralnością. Przynajmniej ja po lekturze troszkę sobie podumałam nad lekturą, którą poznałam i pewnymi kwestiami, o których przeczytałam.

 

To mi się podoba w książkach, filmach i serialach, że przy czytaniu, oglądaniu pewnych rozrywkowych tematów, mogę też pomyśleć, czasem porozmawiać z kimś, kto też czytał, widział daną książkę, film na tematy, które też się pojawiły. Wyrobić sobie opinie na ich temat, ocenić fikcyjnych bohaterów, bądź przenieść tą tematykę na mój mały świat i zauważyć, czy ja postąpiłabym podobnie w danej sytuacji czy inaczej.

 

Ogólnie, gdyby nie te straszne powtórzenia, to książka przypadła by mi strasznie do gustu. Bo lubię dobre kryminały, z bohaterami z krwi i kości, którzy nie są idealni, którzy mają swoje wady, zalety i są po prostu (tylko) ludźmi. Uwielbiam wątki, które jakoś się ze sobą łączą. Lubię też taką zwyczajną magię, która nie dotyka fantastyki, a jest dostępna w rzeczywistości.

 

Seryjny morderca Thomas Quick - Hannes Råstam

Już podtytuł sugeruje prawdę ukazaną w książce, a jednak wciąż przy lekturze czekałam na moment, w którym wszystko się zmienni. Chyba za dużo kryminałów z nagłymi zwrotami akcji przeczytałam. A przecież to jest literatura faktu.

 

Hannes Råstam dokładnie zbadał sprawę dotyczącą Thomasa Quicka. Zrobił to dla telewizji. I poświęcił temu tematowi dużo czasu. Dzięki czemu otrzymaliśmy bardzo dokładną książkę z gatunku literatura faktu.

 

Hannes na samym początku historii o Thomasie Quicku umieścił cytat, który podałam wyżej. Wydaje mi się, że Hannes doskonale trafił wyborem cytatu. On doskonale opisuje postać Thomasa Quicka... zresztą nie tylko jego.

 

Zanim przejdę do następnego punktu, muszę nadmienić, iż choć to Hannes Råstam jest autorem książki, to niestety nie dożył on wydania książki. Ostatnie poprawki, wygląd, wstęp, zakończenie napisał jego przyjaciel, który w ostatnim słowie przybliża nam postać autora, Hannesa Råstama.

 

Historia rozpoczyna się od wspomnienia pierwszego spotkania dziennikarza z bohaterem, Thomasem Quickiem. A raczej samego jego początku. Później zaś przenosimy się jeszcze dalej w przeszłość do samego początku historii. Pierwszej "ofiary" Quicka.

 

Poznajemy wydarzenia chronologicznie. To, co wydarzyło się Råstam opisuje przedstawiając również fakty, które doprowadziły do przyznania się Quicka do zbrodni, których nie popełnił oraz pokazując jak machina, która weszła w ruch, nie potrafiła się już w odpowiednim momencie zatrzymać.

 

Nie wiedziałam, iż historia Thomasa Quicka może mnie tak zaciekawić. Co mogłoby być w niej tak fascynującego? - myślałam. Okazało się, że cała historia jest fascynująca i tak nieprawdopodobna, że wydaje się niezwykła. Widzimy fakty, które idealnie pokazują, iż sprawa Qucika powinna być zakończona dawno temu i całkiem inaczej niż się skończyła. Gdyby nie Hannes, to Quick prawdopodobnie nadal byłby uznany za winnego tych wszystkich zabójstw.

 

Po przeczytaniu bardzo zdziwiło mnie, że to się wydarzyło naprawdę. Thomas Quick, za sprawą terapii i tabletek uzależniających przyznał się do zbrodni. I to jeszcze nic.

Najgorsze, ze ludzie, którzy byli odpowiedzialni za jego skazanie, nie zrobili nic, by do tego skazanie nie doszło. A nawet robili wszystko, by Thomas odpowiedział za (nie)swoje zbrodnie.

 

Historia jest bardzo ciekawa. Pokazuje szwedzki wymiar sprawiedliwości, który w tej jednej sprawie kompletnie sobie nie poradził. Tylko dlaczego? I czy ktoś za to odpowiedział? Z ciekawości na pewno poszukam informacji, jak sprawa zakończyła się dla osób odpowiedzialnych za skazanie Quicka.

 

Sam Thomas Quick był człowiekiem, który potrzebował pomocy. Ale chociaż był to człowiek chory, nie jest też całkowicie niewinny. Jeśli przeczytacie książkę, zapewne dojdziecie do podobnych wniosków. Choć uważam też, że Quick po prostu znalazł się w sytuacji, z której nie umiał się wyplątać, przez co brnął w nią dalej.

 

Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się autor, dziennika Hannes Råstam. Gdyby nie ta książka, nie miałabym pojęcia, iż istnieje dziennikarz tak dokładny. Bardzo mi się spodobała jego praca, która była dokładna. Chciał wyjaśnić wszystko, by nie było żadnych wątpliwości dotyczących winy Quicka. I wykonał świetną robotę.

 

Polecam każdemu tą pozycję.

"21:37" - Mariusz Czubaj
Sukces ma wielu ojców, porażka cierpi na chorobę sierocą.