Błękitnokrwiści - Melissa  de la Cruz

Przyznam szczerze, że zainteresowałam się książką, dzięki tytułowi. "Błękitnokrwiści" zawsze kojarzyły mi się z arystokracją. Wiecie, błękitna krew i te sprawy... ;) I trochę ten tytuł nawiązuje do takiego właśnie znaczenia błękitnej krwi.

 

Jednak tutaj osoby błękitnokrwiste to nie tylko takie, które urodziły się w wyższej sferze. Bowiem takimi osobami nazywa się wampirów... a przynajmniej "wampirów", które w książce całkiem (może nie całkiem) różnią się od tradycyjnych krwiopijców.

 

Bardzo spodobały mi się historyczne fragmenty w książce. Dodało to smaczku i sprawiło, że jednak chciało się poznać dalszą historię.

 

Drugim plusem jest całkiem inne spojrzenie na wampiryzm. Bowiem w książce to nie jest coś, czym możemy się zarazić. To nawet nie jest choroba. ' Jednak na tym plusy by się skończyły.

 

Fabuła przed długi czas się dłużyła, nic się nie działo. Historia dopiero pod koniec nabrała tempa, a wtedy okazało się, że trzeba przeczytać tom drugi, by poznać dalszą historię.

 

Nie powiem, bo pomysł na książkę jest ciekawy. Jednak podczas czytania okazuje się, że dostajemy historyjkę o bogatych dzieciakach, których łączy błękitna krew. Szkoda... Ogromną szkodą jest też fakt, że wątkom ciekawym, fantastycznym wręcz poświęcono najmniej czasu.

 

Ja rozumiem budowanie napięcia (brakowało tu tego), tworzenie postaci (tutaj większość jest rozpieszczona, chociaż jest też kilku ciekawych bohaterów, którym warto poświęcić swój czas) czy opisywanie miejsc. Jednak tworzenie książki, która ma być fantastyką, a nie do końca ją jest... no cóż, to troszkę boli.

 

Jednak zakończenie książki sprawia, iż oceniam ją wyżej niż pół na pół. Bowiem zakończenie sprawiło, że miałam ochotę poznać dalszą historię. I jednak plus za bohaterów. Szczególnie za Jacka. Polubiłam tą postać. A tak poza tym, to książka była taka hmm... nijaka.

 

PS.  Książkę jest łatwo zapomnieć. To taka lektura, którą się przeczyta, a po tygodniu już nie wiadomo, o co chodziło.