Czarownice z Wolfensteinu. Wstęga i kamień - Julia Bernard

Tom pierwszy "Czarownic z Wolfensteinu" mnie zachwycił. Dlatego wiele oczekiwałam od tomu drugiego, który pozostawił we mnie mieszane uczucia. 

 

Przez większość książki miałam dość Amelki, jej rozterek, jej wahań nastroju. Zaczęłam jej wręcz nie znosić, a książkę czytałam tylko ze względu na Peruna i inne słowiańskie bóstwa. 

 

Zastanawiam się zatem jak opisać swoje emocje po lekturze. Skupić się na pozytywach, negatywach? 

 

"Czarownice z Wolfensteinu" polubiłam za Nawie, możliwość poznania tej krainy i fabułę, w której można poznać nie do końca znane bóstwa słowiańskie. Dlatego też największym według mnie autem książki są nawiązania do wierzeń słowiańskich. To coś nowego na rynku. I dlatego też, chociaż drugi tom jest zdecydowanie słabszy od pierwszego, to ja i tak będę pragnęła poznać tom III.

 

Ogromnie brakowało mi Matyldy i Adeli. Choć pojawiały się w snach, to wciąż było mi za mało. Co prawda, zamian dostaliśmy inne postacie ze świata magicznego (choćby Iana), jednak ja naprawdę polubiłam Matyldę i nie potrafię się pogodzić z jej śmiercią.

 

Amelka przez zdecydowaną większość książki ma roszczeniową postawę oraz zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka. Wiele mogłam jej wybaczyć (bo żałoba), lecz mimo wszystko miałam pewne oczekiwania wobec jej. Uważam, iż wcześniej mogła coś robić zamiast się bawić w nałogi. 

 

Perun... chyba moje ulubione bóstwo. On zawsze jest przygotowany na wszystko, co widać i w tej części. Czysty geniusz, trochę psychopata (no dobra, jest psychopatą). Bóg - geniusz, dla którego intrygi to chleb powszedni. Zdecydowanie mój ulubiony bohater, dla którego przeczytam tom następny.

 

Jednego jestem pewna, bez Peruna ta książka byłaby nudna. On dodał w niej nutki napięcia, on sprawił, że człowiek się głowił nad planem. Chociaż pojawia się też Weres i Rod. Ci też mają swój plan. Szczerze powiem, iż wojny między bóstwami są naprawdę ciekawe do czytania.

 

 

Rozmyślania bohaterów nad swoim losem, pseudo filozofia, rozterki Amelki czy Diega sprawiają, iż książka traci na wartości. A tych rozmyślań jest wiele. Wówczas się nudziłam, i miałam ochotę skończyć z tą książką.

 

Ale nie brakuje ciekawych wątków, czasem zabawnych fragmentów. Nigdy nie zapomnę epopei smsowej. Sama chyba jestem trochę jak Amelka, chodzi mi o to, że też niektóre rzeczy, które zrobiłam, za bardzo analizuję. A tak czasem nie warto robić. 

 

Ian też jest dość ciekawą postacią. Taki zabawowy chłopak, który jednak coś ukrywa, coś na temat swojej postaci. Jak na postać drugoplanową, bardzo rozbudowano jego postać. Lecz zakończenie sugeruje, iż jeszcze się z nim spotkam... ;)

 

Jak na początku powieść się dłużyła, tak pod koniec powieści akcja poszybowała szybkim tempem naprzód. Zrobiło się wówczas naprawdę gorąco i ciekawie. Jednak epilog, znowu pełen smutnych emocji, pozostawił jakiś lekki niedosyt.

 

Zastanawiam się, czy nie jestem dziwna. Bowiem, choć to Amelka i Diego są głównymi, pozytywnymi bohaterami, tak ja głęboko kibicowałam Perunowi. Jakoś chciałam, aby on wygrał, by wciąż wygrywał. Ta postać to dla mnie mistrzostwo i naprawdę nie chciałabym się z nią pożegnać. Mam nadzieję, że w następnym tomie nadal będzie sobą.

 

Zatem książka jest przyjemna. Co prawda, na początku może zanudzić, jednak później, przede wszystkim dzięki Perunowi, akcja się rozkręci. Chociaż pod koniec będzie kilka bardzo wciągających wątków, dla których warto książkę poznać.