O psiaku, który szukał sensu swego istnienia...
Ogromnie chciałam przeczytać tą książkę. Nawet przed zobaczeniem filmu. Prawdę mówiąc, książka zauroczyła mnie jeszcze przed premierą. Później zaś zauroczył mnie film.I prawdę mówiąc, cieszę się, że najpierw poznałam film, a później książkę, bo na pewno całkiem inaczej odbierałabym filmową wersję.
Chyba już każdy wie, o czym jest "Był sobie pies". Głównym bohaterem lektury jest psiak, który nosi różne imiona, bo ma takie szczęście (czy też nieszczęście - w zależności od opinii na ten temat), że na świecie może pobyć trochę dłużej... dzięki reinkarnacji. Co więcej, nasz psiak pamięta poprzednie wcielenia.
W recenzji będę się posługiwać imieniem Bailey, gdyż przez większość lektury to imię on nosi.
Bailey to psiak, który szuka sensu swego istnienia, celu życia. Dość ciężkie zadanie na słodkiego psiaka. Lecz to właśnie sprawia, iż chyba pokochałam go miłością prawdziwą.
Książka jest spojrzeniem na życie z punktu widzenia psa. To pies jest narratorem powieści, przez co język jest prosty, niewyszukany. Jednak chyba nikt nie oczekuje, by pies myślał i mówił jak dorosły człowiek?
Ta lektura też świetnie pokazuje zachowanie ludzi wobec zwierząt, przede wszystkim psów. Bailey miał okazje kilkakrotnie przekonać się, jak wygląda psie życie. I nie zawsze mógł trafić na dobrego właściciela. Uważam więc, że ta lektura może też być świetną lekcją dla nas - jak być lepszymi właścicielami czworonogów.
Muszę przyznać, iż bardziej przypadła mi do gustu książka niż film. Zauważyłam, że niektóre wątki były zmienione, co w filmie familijnym się sprawdziło. Jednak to książka sprawiła, że nie potrafię o niej zapomnieć. Przede wszystkim ze względu na zakończenie. Bardziej kupuję wersję z książki, była według mnie bardziej realistyczna.
Ogromnie się zżyłam z głównym bohaterem. Gdy działa mu się krzywda, chciałam mu pomóc, choć nie mogłam. Trudno mi było czytać fragmenty, w których psiak kończył z swoim życiem. Zawsze te części sprawiały, że miałam łzy w oczach. Chociaż przecież wiedziałam, że to nie koniec historii tego psiaka.
Wydaje się, że w książce nacisk jest na miłość, która wydaje się sensem życia, troszczenie się o drugie stworzenie, czyli, że ma uniwersalne wartości, które prawdę mówiąc, nie są zbyt odkrywcze. Jednak książka przede wszystkim ukazuje jak ważna jest relacja człowiek-pies, dla obu stron tej relacji.
Każdy z lubiących psy powie, że pies jest świetnym pocieszycielem, towarzyszem zabaw i spacerów. Życie z psem jest fajniejsze, ciekawsze, przyjemniejsze i na pewno łatwiejsze. Przynajmniej dla mnie.
Obserwując mojego psa również mogę zauważyć, iż cieszy się z obecności ludzi. Kocha mnie i praktycznie rozumiemy się bez słów. I na pewno też dostaje coś w relacji pies - człowiek.
Przyznam się, że kocham historie, w których to psiak jest głównym bohaterem. Przed "Był sobie pies" widziałam film "Mój przyjaciel Hachiko", po którym przeczytałam więcej na temat Hachiko. Ta prawdziwa historia mnie urzekła, filmowa wzruszyła. Zaś historia z książki i filmu "Był sobie pies" mnie zaczarowała. I sprawiła, że chciałabym poznać inne książki autorstwa W. Bruce Cameron. Z Wikipedii wiem, że ma też inne psie historie... być może kiedyś będą one wydane. Tego bym pragnęła.
Czuję również, iż ta powieść będzie moim ulubieńcem tegorocznym. Bo trudno mi uwierzyć, bym spotkała książkę, która by mnie bardziej zauroczyła...