Winnetou t.1 - Karol May Winnetou t.2 - Karol May Winnetou t.3 - Karol May

To był mój pierwszy raz z "Winnetou". Nie widziałam wcześniej filmów o tym wodzu Apaczów, nie czytałam książek. Może dlatego szybko wciągnęłam się w historię o Winnetou.

 

Książka jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej. Poznajemy greenhorna, czyli człowieka niedoświadczonego, zielonego. Ten greenhorn wyrusza do pracy na Dziki Zachód, gdzie pomaga przy budowie kolei. W swoich początkowych losach okazuje się, że greenhorn nie jest taki zielony i szybko się uczy. Może, a nawet powinien zostać westmanem. W taki oto sposób poznajemy głównego bohatera, z którego perspektywy pisana jest ta książka. Jest nim oczywiście Old Shatterhand.

 

Jednak historia ta opowiada o Winnetou, wodzu Indian. Jego również mamy okazję szybko poznać... mianowicie przy pierwszej pracy naszego greenhorna. 

 

Ich losy wciąż się łączą i rozdzielają. Choć Old Shatterhand wręcz ubóstwia Winnetou, to jednak nie towarzyszy mu w każdej wyprawie. On też ma zobowiązania, swoje plany. Jednak jego plany często łączą się z planami Winnetou.

 

Choć autor niezwykle dokładnie opisywał fragmenty życia Olda Shatterhanda na Dzikim Zachodzie, to znalazłam rozdział, w którym historia była jakby przerwana. Ja wiem, że w historii chodzi o Winnetou, ale nawet jeśli Winnetou znikał, to jednak historia zamykała się w momencie jej zakończenia. A tu nagle zong, bo nie wiem, co z Samem Hawkens czy Firehandem i jego synkiem. To mnie jakoś ukuło.

 

Strasznie długie są też niektóre rozdziały. Ja mam tak, że muszę doczytać do końca rozdział, wcześniej nie potrafię przerwać. Lecz tu czasem po 30 stronach miałam dość i chciałam wreszcie przerwać historię. Tak, bywała nudząca.

 

Jednak ogólnie historia jest przepiękna. W tym wszystkim najpiękniejsza jest relacja, która łączyla Shatterhanda z Winnetou. Ich przyjaźń, braterstwo było czymś niezwykłym, o czym się chciało czytać. 

 

Podział na dobrych i złych też mamy dość jasny. Apacze, westmani są dobrze. Kiowa, różni opryszki, których poznać można po oczach (heh) są źli. Raczej w powieści nie znajdziemy ludzi skomplikowanych, których których określić. Jednak ma to swoje dobre strony.

 

Bardzo zapadł mi w pamięć monolog Nszo-czi na temat okrucieństwa białych. Zresztą nie tylko ona porusza temat zachowywania się białych. Old Shatterhand też ma świadomość tego, jacy biali są. Każda mowa każdego spotkanego wodza, gdy Shaterhand znalazł się w opałach poruszała kwestię zachowywania się białych. 

 

Lecz ta powieść to przede wszystkim lekcja dobra, uczciwości, prawdomówności oraz przyjaźni.

 

Old Shatetterhand był prawdomówny. Zawsze mówił prawdę i jak się okazało, przez to był szanowany wśród Indiach. Jego prawdomówność była ceniona. Każdy mu przez to wierzył, bo przecież on zawsze mówił prawdę... Jednak trudno nie zauważyć, iż czasem coś pomijał, o czymś nie wspominał. Zabawne dla niego było, że gdy powiedział, że pisze książki, uważany jest przez westmanów za greenhorna (bardzo zabawny, gdy był pięknie ubrany, opowiadał, że jest autorem, a zapomniał wspomnieć o swoim przezwisku). 

 

Za to WInnetou. Winnetou to ideał wodza, ideał Indiana, ideał człowieka. On naprawdę był ideałem. Szanował go każdy, bo naprawdę zasłużył na szacunek. To też jest ważne... szacunek nie bierze się z niczego. Trzeba na niego zapracować.