Impreza u Ralpha - Lisa Jewell

Sięgnęłam po tą pozycję, bo wiedziałam, że jest skierowana do kobiet. Uznałam więc, że będzie to lekka opowieść, idealna do lektury podczas jazdy autobusem. I choć historia lekka jest, to jednak zawiodłam się na tej pozycji. Nie dostałam tego, czego oczekiwałam. Ale może od początku.

 

Historia rozpoczyna się od poszukiwań współlokatora do lokalu, w którym mieszkają już dwaj dobrzy kumple. Praktycznie nikt nie spełniał ich oczekiwań, aż pojawiła się ona - Jem, dziewczyna, która od razu poczuła się w tym mieszkaniu jak u siebie. Tak oto chłopcy zyskali współlokatorkę, a dziewczyna miejsce, w którym czuła się bezpiecznie.

 

Równocześnie, w tej samej kamienicy pewna para znajduje się w takim punkcie w związku, w którym pojawiają się problemy. Muszą je jakoś rozwiązać.

 

W kamienicy mieszka jeszcze pewna piękność. Ideał kreowany na zołzę. Chyba dlatego, że to zawsze piękności są zołzami (hehe - głupi żart, podyktowany pewnymi stereotypami).

 

Fabuła cały czas krąży wokół miłość i przeznaczenia. Miłość, jej brak, jej pragnienie. Miłość, miłość, miłość w wszystkich odcieniach. Ale tego się w sumie mogłam spodziewać. Lecz przy tym bohaterowie są bez charakteru. Każdy z nich ma jedną cechę, która go całkowicie określa, determinuje. I praktycznie każdy dostaje taką cechę, która w mojej ocenie, by go całkowicie skreśliła. No, może poza Siobhan.

 

Przyznaję, że książka jest nijaka. Przewidywalna. Taka, do szybkiego zapomnienia. I do dziwowania się zachowaniem bohaterów, bo jest się nad czym dziwować. Nie trafiłam w niej na momenty, dzięki którym pojawiłby mi się uśmiech na twarzy. Żałuję, bo w takich książkach liczę na odrobinę humory. Za to znalazłam dużą dawkę wulgaryzmów i częstego sięgania po używki. Zbyt częstego. Jakby bohaterowie już nie mogli żyć bez narkotyków, alkoholu. Choć w książce zauważyłam, że nikt nie uważa, by to było coś złego. Nikt nie stwierdza, że "chyba jesteś uzależniony, ziooom. Tak jakby to rzeczywiście było coś spoko, coś fajnego, coś, co można przerwać w dowolnej chwili. I nie wymagam od powieści obyczajowych jakiś nauk. Lecz też nie chce w nich widzę, że narkotyki to coś fajnego.

 

Wszyscy bohaterowie zaliczają się do grupy młodych dorosłych, który pragną się jeszcze bawić i życia nie traktują (jeszcze) zbyt serio. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie.

 

Na plus zasługuję fakt, że wątki, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, w pewnych momentach się łączą. Połączenia z nich są czasem dość niezwykłe. Zaś zakończenie... nie jest tragiczne, na pewien sposób jest przewidywalne. Lecz prawdę mówiąc liczyłam na nieco innego. Ale cóż, ta książka to opowieść o miłości z miłością w tle, więc i zakończenie musi dotyczyć miłości.

 

Muszę jednak przyznać, iż wciągnęłam się w fabułę. Język w powieści jest prosty, lekki i naprawdę można się wciągną (oraz dziwić). Książka też nie jest tragiczna. Po prostu jest nijaka z niezbyt przyjemnymi bohaterami. Nie żałuję jednak czasu poświęconego na lekturę, ponieważ była to odskocznia od fantastyki, kryminału i klasyki. Cieszę się, że poznałam bohaterów, których z pewnością bym nie polubiła w życiu rzeczywistym. Chyba, że doskonale by maskowali cechy, które książkowi bohaterowie tak ładnie wyeksponowali.

 

Cóż, nie polecam i nie odradzam. To jedna z tych książek, które szybko się czyta i o których szybko się zapomina.